The Legs, the Nose and Mrs Robinson.
Uwaga! Blog sponsorowany przez River Song - pełen SPOILERÓW.

sobota, 23 stycznia 2010

Byliby piękną parą!

Nie wiem, czy jest dobrym pomysłem zamieszczanie notki o nieistniejącym związku Davida Tennanta i Johna Simma pod zdjęciem, na którym widać również zdjęcia licznej rodziny tego drugiego...

Ale cóż. Nie od dziś uważam, że w relacjach Doctora z Masterem jest dużo więcej pasji i namiętności niż między Doctorem a Rose. A to, jak Jack leci na Doctora... Podejrzewam, że to kolejna wątpliwa zasługa mojego ulubionego Russela T. Davisa, który, z racji swojej orientacji seksualnej, nie umie w sposób zadowalający psychofankę przedstawić związków damsko-męskich.

[Dawać Moffata!!]

I pewnie dlatego w internecie wisi multum fanfików o Doctorze i Masterze. Lub o Doctorze i Jacku. Lub o całej trójce w pakiecie. Obrazki, teksty, filmiki.

Takie na przykład:


And how can I style my my hair like him? 
Where does he live, is he dating John Simm?
Cały wierszyk autorstwa playwrite27 tutaj.

Dzisiejszą notkę sponsorowała literka E jak Eriu. :)

11 komentarzy:

Eriu pisze...

Simm jest bardzo drobniutki... nawet przy Davidzie (a to trudne zważywszy na jego budowę ciała)... strasznie mnie kręcą tacy faceci :D

Zawsze jak oglądam sceny Doctor/Master to się zastanawiam kiedy zaczną się całować. Związek Doctor/Rose był bardzo beznamiętny i platoniczny.

Nie lubię slashy, za wyjątkiem Ten/Master i Nine/Jack.

Shina pisze...

Heh, trzeba przyznać, że relacje między Doctorem i Masterem są mocno ambiwalentne. A po "The End of Time" i "Please, listen" oraz "I wonder what I'd be without you" (kocham sposób, w jaki Master odpowiada "Yeah" [Bosh, Simm jest genialny!]...) jestem w stanie uwierzyć w slash Ten/Master.
Moim zdaniem związek Rose i Doctora nie był beznamiętny (vide końcówka "Doomsday" - tam było bardzo dużo uczuć, tylko szkoda, że równie dużo patosu), ale platoniczny zdecydowanie. Przyjaciółka mi kiedyś powiedziała, że dla niej Doctor jest aseksualny i chyba coś w tym jest.
RTD ma wyraźne problemy z przedstawianiem związków damsko-męskich, to prawda. Za to uwielbia wpychać do odcinków homo-wątki(vide brat tego Rosjanina w "Waters of Mars" albo babka z "Midnight"). Nie mówię, że to nie urocze (zwłaszcza Jack i Ianto), ale jakiś ładny hetero-wątek też by się przydał. Trzymam kciuki z Moffa.
@ Eriu - Uwierz, nie tylko Ciebie kręcą tacy faceci :D Ja nie wiem, który mi się bardziej podoba. Obaj są cudni i kocham ich oglądać.
@ Whomanistka - Zdjęcie w notce jest rozbrajająco urocze. Ale za ten fanart pójdziesz do piekła, chyba że masz zgodę autora na publikację :P

O... matko... ale się rozpisałam. I wyszły mi nawiasy w nawiasach... I uwsteczniam się do tzw. rozentuzjazmowanej nastolatki... To przez Was, dziewczyny! Kocham Was :D

Eriu pisze...

W scenach z Reinette Dziesiąty na pewno nie był aseksualny. Jak ja się cieszę, że teraz Moffat będzie rządził.

Fakt w "Doomsday" było wiele uczuć, ale chyba RTD 4. sezonem tak bardzo obrzydził mi Rose, że nie potrafię się wzruszyć na finale 2. serii. A nawet śmieszy mnie.

Nie da się ukryć, że RTD lepiej wychodzą relacje męsko-męskie, niż damsko- męskie. Ironią jest to, że najlepiej zamierzony gejowski wątek w DW (Jack) wyszedł Moffatowi, który jest hetero. No chyba, że homoerotyczne podteksty w relacjach Doctor/Master były zamierzone.

Shina pisze...

No tak, zapomniałam o "Reinette". Ale ten odcinek jest wyjątkowy, bo Moff jest ganialny. Natomiast w odcinkach RTD Doctor naprawdę wygląda na aseksualnego.

Mnie też "Doomsday" nie wzruszyło, chociaż oglądałam przed emisją 4 sezonu. Po prostu za dużo tam było patosu. Z jego dzieł bardziej mnie wzruszyła śmierć Ianto, bo była taka... zwyczajna i właściwie niepotrzebna.

Co tego, że Moff stworzył najlepszy homo-wątek. On wprowadził Jacka, to prawda, ale on nie leciał na Doctora w jego odcinkach. I mam teorię, że miał zginąć na końcu, ale RTD go uratował (jak Moff uratował Jenny), a potem zaatakował nas wątkiem miłości Jacka do Doctora.

Eriu pisze...

Mnie też wzruszyła śmierć Ianto, którego przez dwa sezony Torchwood nie znosiłam. Wzruszyła mnie bardziej niż dwie śmierci mojego ulubionego Owena.

Chodziło mi o to, że Jack był najfajniejszy właśnie w odcinkach Moffata, później trochę... sama nie wiem jak to nazwać... jechał na wrażeniu jakie zrobił u Moffa. Przynajmniej takie są moje odczucia.

Surczak pisze...

Hoho! Naprawdę czytelnicy (czytelniczki?) współtworzą bloga. :)
Zgadzam się, że w "Doomsday" uczuć nie brakowało, ale nie była to taka namiętność, pasja jak między Doctorem i Reinette.
A co do homo relacji... Między Doctorem a Jackiem są dość oczywiste, ale między Doctorem a Masterem... Te chyba wymyślają sobie tylko psychofanki. :D
Mnie też wzruszyła śmierć Ianto, mimo że nie widziałam większości odcinków pierwszego i drugiego sezonu. Była po prostu niepotrzebna. I niesprawiedliwa.

@Shina: Oczywiście, że nie mam. ;) W końcu od czegoś jest ten znak wodny. ;P

Shina pisze...

Spłoniesz za to w piekle! Buahahahaha! Jesteś ZUA!
[napisała ta, która od dwóch tygodni bardzo nielegalnie ściąga wszystkie filmy i seriale z Simmem :P]

Dzięki za urocze słowa o współtworzeniu bloga. Czuję się dowartościowana. Ale jak (a właściwie: kiedy) zawalę sesję to będzie wiadomo czyja to wina :D

Co do relacji Doctora i Mastera. Wcześniej też uważałam, że psychofanki to wymyślają. Ale obiektywnie rzecz biorąc po ostatnich dwóch odcinkach i wspomnianych przeze mnie dwa moje komentarze tamu scenach to naprawdę wygląda dwuznacznie...

Z tych komentarzy zrobiło się prawie forum :D

Shina pisze...

Zapomniałam dodać jak urocze są zdjęcia żony i dzieci Simma na lustrze :D I szalik Manchesteru United... On jest cuuuudny <3

Dobra, jeśli robię to "<3" to znaczy, że jest naprawdę źle ze mną... *idzie szukać psychologa*

Surczak pisze...

Och, może nie będzie tak źle z tą sesją, co? :) Masz się postarać, bo będę miała wyrzuty sumienia i eksterminuję Whomanistykę. ;]

Master i Doctor... No, muszę przyznać, że po End of Time wszystkie psychofanki slasha mają doskonały materiał na opowiadania i inne fanarty. Ja podczas oglądania tego odcinka co chwila wykrzykiwałam: No pocałuj go wreszcie! ;D

Nic dziwnego, że zrobiło się forum! To taki pasjonujący temat. :]

Surczak pisze...

Shina, obawiam się, że nie znajdziesz psychologa w niedzielę wieczorem. Poza tym - chyba nie chcesz, żeby cię wyleczył z Simma, co??

Shina pisze...

No w sumie to nie... Nie wiem co bym bez niego zrobiła, zwłaszcza że jak powszechnie wiadomo nie mam życia, a tylko fandom :D

Ja może nie cały czas krzyczałam, żeby go pocałował, ale miałam różne dziwne myśli (jak Jack kiedy było trzech Doctorów na końcu 4 serii i nie mógł powiedzieć o czym myśli :D). Ale przy "Please, listen" nawet mój 16-letni brat stwierdził, że to wygląda, jakby się zaraz mieli pocałować...

Mam za tydzień egzamin z historii Rusi i z kultury duchowej Słowian, i zamiast się uczyć dyskutuję o Doctorze i Masterze :D Chyba muszę komuś na tydzień oddać komputer...