The Legs, the Nose and Mrs Robinson.
Uwaga! Blog sponsorowany przez River Song - pełen SPOILERÓW.

sobota, 26 czerwca 2010

'The Big Bang' - obejrzawszy

Something old, something new, something borrowed, something BLUE!

Właśnie za to uwielbiam Moffata! Bierze cholerny ślubny zwyczaj, który każdy z nas zna od przedszkola i robi z niego zaklęcie przywołujące TARDIS! Nie do uwierzenia. Steven Moffat to najlepsze, co mogło się przytrafić Doctorowi Who.

Hmm... Wciąż nie wiemy, kim był tajemniczy złol! Ktoś wysadził TARDIS. Może dowiemy się w Święta. Choć wątpię. Jeszcze tylko około 180 dni do specjalnego odcinka. Damy radę. A plotki o Omedze wciąż mogą być prawdziwe!

To, jak Doctor w najlepsze bawił się czasem było NIESAMOWITE.

Dobrze, że nikt nie widział mojej twarzy i reakcji podczas oglądania. Powtórzyłam BOŻE! jakieś 15 razy jeszcze przed czołówką. A kiedy okazało się, że w Pandorice siedzi Amy tylko złapałam się za głowę. Wszystko takie niesamowicie pokręcone... Super.

Oficjalnie się przyznaję: uwielbiam River Song. Fantastyczna postać. Mimo że wciąż dokładnie nie wiemy, kim jest. Ta jej rozmowa z Doctorem pod koniec właściwie nic nie wyjaśniła... Raczej zasugerowała dużo mojej wypaczonej wyobraźni.

Matt we fraku i cylindrze wyglądał BOSKO.

I jeszcze podziękowania od Matta i Karen specjalnie dla Was.

Nie jest to może najlepszej jakości notka, ale trudno mi cokolwiek składnego powiedzieć. Chyba tylko, że kocham Moffata.

6 komentarzy:

ikona pisze...

Ten odcinek był rewelacyjny. Dzięki niemu cały sezon stał się jeszcze bardziej fantastyczny niż był. Generalnie pieję i się zachwycam i strasznie mnie martwi to 180 dni ;)

mosame pisze...

Jakież to było pokręcone! Ale jak cudnie pokręcone! Nadal siedzę przed kompem z wyrazem rozanielenia na mordce, mimo że skończyłam oglądać jakieś pół godziny temu... :D

Bożeż, jak ja bardzo NIE tesknię za RTD!

Anonimowy pisze...

Jedno słowo: obłędne...

Luthien pisze...

Booooooombbbbbbbaaaaaaaa.
Tak określę ten odcinek najlepszy z najlepszych jak dla mnie.
Ale dalej mnie zastanawia ten tajemniczy obcy a i jeszcze to piętro dodatkowe w domu Ami( chyba że o nim coś było tylko bez napisów nie zrozumiałam.)

kosmicznaryba pisze...

No dobrze. Teraz mogę napisać to na spokojnie.
Odcinek mi się podobał i pełen był takich większych i całkiem malutkich smaczków.
Na przykład:
- w pewnym momencie miałam wrażenie, że Doctor patrzy prosto na mnie i mówi do mnie z ekranu. Aż mi ciarki przeszły!
- wreszcie na moich oczach użył do czegoś odlotowego wieszaka - powiesił na nim swój cylinder. Przewijałam aż trzy razy, żeby zapamiętać tę chwilę.
- Rory zabiera się w podróż TARDISEM! Jupi! Hura!
- w scenie z śpiącą małą Amelią, Matt zagrał genialnie. To był dziewięciuset letni Doctor. Cały czas miałam wrażenie, że oglądam bardzo starego, zmęczonego i uśmiechającego się do wspomnień człowieka. No dobra: Tajmlorda. :D
-była nawet jedna samotna i kryształowa łza spływająca po policzku!
Jednym słowem: SZAŁ!

Ag pisze...

SZAŁ! I kocham Moffata :) I jego happy endy - są piękne po prostu :)