The Legs, the Nose and Mrs Robinson.
Uwaga! Blog sponsorowany przez River Song - pełen SPOILERÓW.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Doctor Who i wesołe kurczaczki

No dobra, stęskniłam się za pisaniem, więc z okazji świąt Wielkiej Nocy powstanie notka. Hura! Bardzo długa zapewne. Ale nie czytajcie, jeśli nie obejrzeliście The Impossible Astronaut, bo będę przeżywać. (Jeśli chcecie obejrzeć, zapraszam na chomika. Polskich napisów nie ma, ale uczcie się angielskiego, ludki, uczcie.)

Ja oczywiście jestem odcinkiem zachwycona - tylko Amy zaczyna mnie coraz bardziej nużyć, ale chyba dlatego, że nie odpowiada mi gra aktorska Karen. Za to Arthur i Alex! To jest klasa! Rozmowa przy drzwiach, za którymi kryła się konsola z The Lodger - bardzo przejmująca. Bardzo dobrze zagrana. A jak już jesteśmy przy konsoli - nie spodziewałam się, że tak szybko ją zobaczymy. I BARDZO się cieszę, że Jedenasty wreszcie zaczął flirtować z River. Bardzo to przyjemnie wygląda.

Ciekawa jestem, jak odkręcą śmierć Doctora. Bo przecież będą musieli. Prawda?

Cisza. Nie wiem, czy są straszniejsi od Płaczących Aniołów, ale niemal im dorównują. Kosmita, którego nie pamiętasz? Coś, co widzisz kącikiem oka. Szelest czy inne tajemnicze chrobotanie w domu. Wydaje się, że nic tam nie ma, a to Cisza. A mi od kilku dni coś hałasuje w okolicy okna...

Canton - fantastyczna postać. Nie podoba mi się jego głos, ale mam nadzieję, że będzie go dużo za tydzień. I nie mam pojęcia, jak Moff zamierza to wszystko wyjaśnić w 45 minut.

Jeszcze jedno - kiedy Doctor będzie miał nowy śrubokręt?!

I cały czas szalenie mnie cieszy widok nazwiska Arthura w czołówce.

Odcinek był poświęcony pamięci Elisabeth Sladen, a po nim wyemitowano pożegnanie: My Sarah Jane. Tribute to Elisabeth Sladen. Możecie je obejrzeć na YouTube (część pierwsza i część druga) albo pobrać z chomika. Naprawdę warto to zobaczyć - piękne, proste pożegnanie. Wzruszające, ale bez pompatyczności i przesady. A z innych walorów - Matt ma naprawdę długie włosy (a jest w kostiumie Doctora!), a John Barrowman wygląda bardzo dobrze, zapewne przypakował do Torchwood USA.

Czy ktoś jeszcze nie może się zaczekać następnej soboty? Na milsze czekanie - zwiastun odcinka drugiego - Day of the Moon.

Oraz dwa krótkie fragmenty.


I fragment przyszłotygodniowego confidentiala.

To ja znów znikam!

14 komentarzy:

reiha pisze...

Miło znów Cię czytać :3

oo i przeczytałam, że przypakował do Trochwood Polska :ciap.

Anonimowy pisze...

Wątpię, żeby wszystko było wyjaśnione w następnym tygodniu. Ba! Przypuszczam, że scena zabójstwa Doctora pojawi się raz jeszcze dopiero w ostatnim odcinku. Zdążyłem już nawet wymyślić stosowną teorię i - a jakże! - teraz się nią podzielę.

Otóż zabity został jakiś klon Doctora, a jego mordercą był prawdziwy Future Doctor. Początkowo myślałem o River, ale to chyba za oczywiste z tym całym zabójstwem najlepszego człowieka jakiego kiedykolwiek znała. Motywacja Future Doctora pozostaje dla mnie póki co niejasna, ale przecież nie można wszystkiego rozgryźć już po pierwszym odcinku :)

PS A! I co z Tardisem zabitego Doctora?

redapple pisze...

Również się cieszę z nowego postu ^^~!
Pozwólcie, że wyleję swoje gorzkie żale.
Nowym odcinkiem jestem zarówno usatysfakcjonowany i co nieco zażenowany: z jednej strony pojawiły się nowe wątki, nowe tajemnice do rozwikłania i gdybania, ale z drugiej mamy brak dynamizmu obecnego w poprzedniej serii - sielankowa scena w barze przed openingiem, piknik nad jeziorem, zabawy w gabinecie owalnym; wszystko to jest takie powolne... Zupełnie jakby rozwiązywali jakąś zagadkę detektywistyczną w fabularnym filmie a nie ratowali świat w serialu sf ;P. Poza tym tak jak pisałem wcześniej, promocja USA jest straszna :P.
Oczywiście to dopiero pierwszy odcinek - mam naprawdę szczerą nadzieję, że wszystko się jeszcze zmieni:P

Ah, byłbym zapomniał:
Panowie grający Cantona to syn i ojciec. Syn grał adwokata Romo Lampkina w Battlestar Galactica. Poza tym, Matt ma jakoś dziwnie krótkie włosy, Karen zmienili uczesanie i jest mnie okrągła na twarzy... Arthur w ogóle się nie zmienił :P.

Anonimowy pisze...

Tak no bo przecież piknikowa stypa po zaraz majacym zginać Doctorze to zwykła sielanka -_-

Nanaaa pisze...

Ja jestem odcinkiem zaskoczona, i to wcale nie pozytywnie. Jak go sobie porównuję z The Eleventh Hour... Nie... i bez porównania widać, że piąty sezon zaczął się ciekawiej. No nie wiem. Nie wiem co myśleć. Czekałam tak długo, wreszcie się doczekałam, a tu co?!
A tak na marginesie - dzięki za napisy. :)

Surczak pisze...

@malkontent Moffat powiedział w confidentialu, że to był prawdziwy Doctor, nie żaden klon... No i racja - co z TARDIS? Doctor ją gdzieś zostawił i przyjechał na pustynię samochodem. Ciekawe, dlaczego.

@redapple Mnie akcja trzymała w napięciu, ale czytałam też opinie, że wszystko się dzieje za szybko. XD Dziwne, jak wszyscy zupełnie inaczej to odbieramy. ;D

@nastka Ja też uwielbiam "Eleventh Hour", ale te 2 odcinki trufno porównywać. Wtedy chcieli przedstawić nowego Doctora, teraz od razu przeszli do właściwej akcji. Mi się to podoba. Od początku dużo się dzieje. :]

Anonimowy pisze...

@Surczak
Zasada nr 1: Moffat, podobnie jak Doctor, kłamie. Zresztą nie może przyznać, że to jednak był klon, bo zabiłby w ten sposób całe napięcie. W jednym czasie i miejscu mamy sklonowanego Doctora, nieświadomego niczego teraz-Doctora i Future Doctora, a wskazówką jest wiek podany przez tego ostatniego: 1103. 11x03 :D

Anonimowy pisze...

Tfu, wiek podał oczywiście sklonowany Doctor. Już sam się gubię we własnych domysłach. Niech Cię szlag, Moffat!

Anonimowy pisze...

No cóż, nie bylibyśmy fanami/kami, gdybyśmy to przyjęli tak:
Doctor umarł. koniec. Aha. Musiało boleć.

W naszej naturze są domysły, a w naturze Mogfata, trzymanie w napięciu i nie wytłumaczanie niczego....

Anonimowy pisze...

A pamięacie, że w "Blink" Dziesiąty był uwięziony z Marthą w ROKU 1969?

Anonimowy pisze...

Śmierć doktora wyprowadziła mnie do tego stopnia z równowagi, że muszę przejść z pozycji pasywnego obserwatora do aktywnie komentującego (słaby powód, ale zawsze jakiś :P)
Klon to nie jedyne wyjście z sytuacji zabitego Dra (jak choćby zasada 'Time can be rewritten', nie mowiac o bardziej wydumanych alternatywnych światach... a może będzie to coś nowego? Kwantowe Odbicia, albo cokolwiek :P), tak jak i Doktor nie jest, wbrew pozorom, jedynym Władcą Czasu (Master, czy 'Time-locked' Władcy Czasu - to już swobodna fantazja na temat losów fabuły, wydaje mi się, że skoro raz się stamtąd prawie wysupłali to może jeszcze dostaną swoją szansę kiedyś tam... mam nadzieję ;]).
Takie tam gdybanie. Co prawda po uśmierceniu Mitchella w 'Being Human' nie darze brytyjskich scenarzystów pełnym zaufaniem, ale ubic Doktora... to nie uchodzi :P

fabulitas pisze...

Anonimowy, Mitchell zginął w Being Human, bo aktor postanowił odejść z serialu, więc nie cała "wina" leży po stronie scenarzystów - moim zdaniem mocne zakończenie było lepsze niż zaginięcie, wyjazd do Brazylii etc.

O tym, co sądzę o rozpoczęciu nowego sezonu DW piszę u siebie. Ach, kiedy sobota?

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

owszem, że Aidan odszedł, ale zawsze mógł po prostu przepaść, a postawiono sprawę tak, że go nie ma i nie wróci (chyba że wymyślą coś szalenie niepospolitego, a to juz jest ryzykowne).
I choć nowe odcinki nadal ekscytują, to brak mi 10go x)