The Legs, the Nose and Mrs Robinson.
Uwaga! Blog sponsorowany przez River Song - pełen SPOILERÓW.

sobota, 19 czerwca 2010

'The Pandorica Opens' - obejrzawszy

Aaa.
Aaa.
...
O dżizasie.
Obawiam się, że przez ten cholerny serial skończę z jakąś nerwicą.
Panie Moffat! Ależ pan wymyślił!
Sytuacja bez wyjścia, tak? No, lepiej bym tego nie nazwała.
Amy nie żyje. I na dodatek zabił ją Rory.
River nie żyje.
TARDIS wybuchła.
Doctor zamknięty w Pandorice przez bandę kosmitów.
Gwiazdy gasną i zapada cisza.
Toż to jakiś koszmar!
Łzy mi kapią na klawiaturę i ręce mi się trzęsą.
To chyba nie jest zdrowa reakcja.
I gdzie 'Next time'??? To będzie naprawdę długi tydzień...

Dobrze. A teraz może spokojniej.
Wiemy przecież, że River to przeżyła. Musiała, bo umiera w innym miejscu. Może użyła vortex manipulatora, żeby w ostatnim momencie uciec z wybuchającej TARDIS? I powiedziała Sorry, my love.
Na tych zdjęciach z The Big Bang, zanim je BBC pracowicie usunęło, była też mała Amy. Szlag, szlag, szlag. Ciekawe, skąd ona się tam weźmie. A z drugiej strony - scena z Flesh and Stone, w której Doctor wraca do Amy i każe jej przypomnieć sobie coś, co mówił jej, gdy miała 7 lat... Może to też ma jakiś związek? Oj, gubimy się w domysłach.
To był zdecydowanie najlepszy odcinek serii. Boję się nawet myśleć, na jakim poziomie będzie następny. Taki cliffhanger to nie byle co! Tyle że Moffat bardzo wysoko ustawił sobie poprzeczkę. Oby podołał.
Przeglądam teraz spoilery sprzed kilku dni... Miałam rację, że na starożytnej skale napisane będzie Hello sweetie i że River będzie pilotować TARDIS, ale nie wpadłabym na to, że to ona ją wybuchnie! Zresztą - scena, w której doktor Song otwiera drzwi TARDIS, a tam kamienna ściana - przerażające! Podobnie jak Doctor ciągnięty siłą do Pandoriki, zamykany w niej, przerażony, bezsilny, próbujący przekonać swoich wrogów, że się mylą... Doskonałe. A co do przymierza - myślałam raczej, że to Doctor dogada się z kimś nietypowym, a nie że wszyscy kosmici się zjednoczą.
Cała sekwencja sprzed czołówki - van Gogh, Churchill, River Song, Liz Ten - też bardzo dobra, ciekawa i dynamiczna. Dzięki niej od razu wciągnęłam się w akcję i miałam ochotę krzyczeć, żeby pokazali w końcu ten obraz. 
Wciąż nie mogę uwierzyć, że rozwalili TARDIS.
Śmieszna ta pełzająca głowa Cybermana. Taki Burton więcej.
A ostatnim słowem odcinka było ukochany, a nie miłość. Musicie wybaczyć mi ten błąd. Po angielsku to brzmi tak samo.
Ależ się rozpisałam. A i tak na pewno zapomniałam o połowie istotnych spraw.
EDIT: Jeszcze jedno (oczywiście) - czyj głos gadał w TARDIS Silence will fall??? Czyli nie zapoznali nas jeszcze z głównym złolem?

20 komentarzy:

reiha pisze...

TO BYŁO STRASZNE!
jak ja przetrwam ten tydzień??

pukanie rory'ego było cudne :D
a nowi Dalekowie tacy jacyś.. badziewni.

Anonimowy pisze...

Rory nie zabił Amy. Rory nie żyje i już nie wróci. Amelia zginęła z rąk cyborga ze świadomością jej narzeczonego.

Luthien pisze...

Ja też nie wiem jak przeżyję ten tydzień. A i to na pewno był Rory może nie ciało ale pamięć była jego.

Jasmina pisze...

O. Mój. Boże.
Jestem świeżo po obejrzeniu i mniej więcej tyle mogę póki co powiedzieć.
Albo jeszcze: (jak na razie) to najlepszy finał. W ogóle jeden z najlepszych odcinków.

To kiedy sobota?

Surczak pisze...

Ja właśnie obejrzałam drugi raz i pomyślałam, że system, w jakim nadawali ChoE - jeden odcinek dziennie - był jednak dużo lepszy. A tak! Jakieś oszustwo. Dawać mi już sobotę!

Dla mnie wygląd Rory'ego + pamięć Rory'ego + powtarzanie 'I am Rory' + Amy mówiąca 'You are my boyfriend Rory Williams' = Rory. Przykro mi. XD

ikona pisze...

Odpadłam. Omal nie zabiłam mojej ukochanej mamy za przeszkadzanie w oglądaniu. Normalnie zdrada i skandal...
Odcinek jest rewelacyjny. Wielkie łał, chociaż "wszyscy wrogowie Doctora zjednoczeni bla bla bla" zabrzmiało trochę dziecinnie, to jednak nie mam większych zastrzeżeń. Chociaż miałam nadzieję, że uda się uniknąć Daleków...

Dodała bym jeszcze jedno pytanie: czy stwierdzenie Doctora, żeby Amy zastanowiła się, dlaczego jej życie jest kompletnie bez sensu, że w jej domu jest za dużo pokoi - jak wielu ludzi w rzeczywistości zeżarła ta dziura czasowa? Kim tak właściwie jest sama Amy, bo do tego się to pytanie też może sprowadzać... Aj, domysły, domysły, zwariować można :D

Ag pisze...

Mi głos w TARDIS przypomina głos Dream Lorda. Prawdopodobnie się mylę bo jestem kiepska w rozpoznawaniu takich rzeczy ale... I to by oznaczało, że w pewien sposób to Doctor wysadził TARDIS. I Amy nie może umrzeć, przecież ma być w kolejnym sezonie....

I ja chcę sobotę...

Surczak pisze...

Aga, jesteś już drugą osobą, która uważa, że to głos Dream Lorda. Mi też się przez chwilę tak wydawało, ale chyba jednak nie... Zresztą - nie wiem. Właściwie nie zdziwiłoby mnie to.

Ikona, ja zawsze mówię rodzicom, że oglądam DW i nikomu nie wolno mi przeszkadzać. XD Gdzieś czytałam, że w finałowym odcinku ma pojawić się ciotka Amy i jakiś Mr Pond, więc może naprawdę pęknięcia ich zjadły...? Mnie też zastanawia ta wypowiedź Doctora.

Potrzebuję soboty!

Ag pisze...

Wiesz ja sobie nawet porównywałam przed chwilą, i brzmi trochę inaczej ale to według mnie to mogłaby być jedna osoba. Pewnie się mylę ale jest ciekawie....

Amy i Rory sniff...

I chyba tez obejrzę po raz drugi zaraz...

Eriu pisze...

Obejrzałam :) I jestem pod absolutnym wrażeniem. W tej chwili moje wrażenie jest takie, że to najlepszy odcinek ze wszystkich w nowych seriach. Jeżeli następny będzie równie genialny, to niech się RTD schowa, że swoimi finałami.

Już sam początek jest niesamowity. Uwielbiam te doctorowe wyjaśnienia historii. Wiadomo już dlaczego van Gogh popełnił samobójstwo.

Uwielbiam River. Ona jest naprawdę niesamowita. Jak tak dalej pójdzie, bo będę ją bardziej lubiła od Donny. I do "I'm sorry, my love".

Kocham Moffa za to nawiązanie do Star Wars. Podobało mi się o wiele bardziej niż to z End of Time. Planeta, tawerna, River niczym Han Solo załatwiająca interesy (a już myślałam, że ma pod stołem ukrytą broń).

Podobała mi się ta czaszka w głowie Cybermana. Burton! Burton! Szkoda, że nie zaczęła gadać :D

Rory!! Jego powrót był genialny. Poza tym do twarzy u rzymskim uniformie.

Finałowa scena piękna. Naprawdę piękna. Wszystko było idealnie wyważone. Było dramatycznie, wzruszająco, ale nie patetycznie. Brawo panie Moffat !!! (szkoda, że to nie on napisał odejście 10.)

Kończę te zachwyty, bo podobało mi się absolutnie wszystko.

Eriu pisze...

I jeszcze jedno.

Ten głos w TARDIS. Jak się pierwszy raz odezwał pomyślałam "Dream Lord", ale później miałam jednak wrażenie, że jest ten głos brzmi zupełnie inaczej. Głos Dream Lorda był nie wiem jak to określić, kpiący(?), ten zaś brzmi tak złowrogo. Poza tym mam nadzieję, że to jednak ktoś inny. Ktoś kto tak bardzo nienawidzi Doctora, że gotów byłby zniszczyć cały wszechświat.

Doctor to Dream Lord, i zasugerował, że nienawidzi sam siebie, ale raczej nie poświęcił by wszechświata. Prędzej by skończył tylko na zamknięciu się w Pandorice. W odcinku Doctor został zamknięty po to, żeby nie przeszkodził w zniszczeniu Wszechświata.

Poza tym gdyby to był Dream Lord to wszystko oznaczałoby sen a tego bym nie chciała (no chyba, że on w jakiś sposób przejął kontrolę nad światem materialnym).

Mam nadzieję, że mój chaos myślowy jest logiczny.

Surczak pisze...

Czasem się czuję, jakbym prowadziła forum. ;] Chociaż się do tego nie nadaję. XD

River chyba naprawdę jest Hanem Solo. Nasza teoria się sprawdza, Eriu. Zaczyna mnie to przerażać.

Według mnie Arthur najlepiej wygląda w swoich własnych ciuchach i w okularach. W wersji rzymskiej mi się nie spodobał. Ale za to jak przebił mieczem Cybermana! Piękne!

Mi też w pierwszej chwili przemknęło przez myśl, że może to Dream Lord, ale ten głos chyba jednak do niego nie pasuje. Poza tym masz rację, to by znaczyło, że wszystko co widzieliśmy do tej pory było snem. Jakieś to takie... Bez sensu?

Moffat to geniusz. Szkoda, że David nie został na jeszcze jeden sezon. Dziesiąty w wykonaniu Moffata - chciałabym to obejrzeć!

Eriu pisze...

Głos z TARDIS ciągle mi chodzi po głowie. Mam dziwne wrażenie, że skądś go znam, że jest mi on znajomy.

Eriu pisze...

Zapomniałam dopisać, że Murray Gold skomponował absolutnie wspaniałą muzykę do tego odcinka :)

Ag pisze...

A co jeśli Dream Lord - który w pewien sposób jest Doctorem - wtedy tylko się bawił? A jeśli to nie musi być sen, żeby zaatakował?

Znaczy się wcale nie twierdzę, że to na pewno jest Dream Lord. Ja tylko głośno myślę ;)

Eriu pisze...

Mam nadzieję, że to jednak nie będzie Dream Lord. Chciałabym, żeby Moff zaskoczył mnie, a Dream Lord wydaje mi się zbyt oczywisty, bo któż by inny mógłby przejąć kontrolę nad TARDIS.

Mam nadzieję, że Moffat wymyślił coś genialnego, coś czego bym się nie spodziewała.

Ag pisze...

Ja jestem pewna, że Moffat nas zaskoczy ;)

Za Dream Lordem aż za wiele przemawia... To o czym mówiłam wcześniej plus to że według Sojuszu to Doctor zniszczy Wszechświat - a przecież, nie może to wynikać tylko z tego, że przyczyną jest wybuch TARDIS... Musi coś jeszcze w tym być.

I im więcej przemawia za rozwiązaniem z DL tym mam większe wrażenie, że okaże się że zupełnie nie o to chodziło a to jest fałszywy trop specjalnie podrzucony, żeby się nad nim głowić :)

To będzie NAPRAWDĘ długi tydzień.

Surczak pisze...

Uff. Już od dobrych kilku minut jest wtorek.Zostało mniej niż 5 dni. *zaczyna nerwowo popatrywać na zegarek* Chyba już wiem, jak Doctor się czuł w odcinku z van Goghiem. Czas płynie tak WOLNO...

Ja obstawiam, że to nie jest głos Dream Lorda. W końcu on jest od 'dream', nie od 'reality'. I, tak jak napisała Eriu, nie chciałby chyba zniszczyć całego Wszechświata. Doctor aż taki zły nie jest. A przynajmniej mam taką nadzieję.

Eriu pisze...

Pęknięcie w TARDIS było już w pierwszym odcinku. Może ten ktoś (Dream Lord, czy kim on tam naprawdę jest) już wtedy był we wnętrzu i próbował przejąć nad nim kontrolę. I stąd są te spóźnienia. Nie wiem :D to tylko takie moje gdybania.

Od pierwszego odcinka w głowie mam mnóstwo pomysłów i dziwacznych teorii. Przez Moffata po nocach nie śpię.

Surczak pisze...

Czyli - najpierw tylko trochę wpływał na TARDIS, robił te spóźnienia itd., a dopiero w 12. odcinku nauczył się (albo zdecydował) przejąć nad nią całkowitą kontrolę. Słuszna teoria, podoba mi się.

Moffat pewnie siedzi teraz przy komputerze, czyta domysły fanów, zaciera ręce i śmieje się diabolicznie, bo nikt nie jest w stanie odgadnąć, co wymyślił. ;D