Obejrzałam właśnie ostatnią część trylogii Black Guardiana i, z tego co pamiętam, to najgorszy odcinek z tych trzech. O poprzednich dwóch (
Mawdryn Undead i
Terminus) pisałam w lipcu (!). Jak widać stare serie przyswajam bardzo powoli. Tym razem robiłam sobie notatki podczas oglądania, ale jest ich za dużo, żeby po prostu wrzucić je na Whomanistykę.
Zaczyna się standardowo - z TARDIS dzieją się dziwne rzeczy, ucieka energia, a zblazowany Rudy gra w szachy. Zjawia się też nowy bohater! To White Guardian, którego możemy rozpoznać po białym ptactwie na głowie. Przypominam, Black Guardiana rozpoznajemy po czarnym ptactwie i po doprawdy epickim mrocznym śmiechu. Okazuje się, że rzeczony White Guardian usiłuje przekazać Piątemu jakąś wiadomość, ale jego czarny odpowiednik wraz z Turloughem udaremniają porozumienie. Udaje mu się tylko wysłać TARDIS w jakieś tajemnicze miejsce. Wszystko wskazuje na to, że jest to dziewiętnastowieczny brytyjski żaglowiec, widz się już cieszy, że WRESZCIE nie w kosmosie, ale gdzie tam! Nasi bohaterowie trafiają na statek kosmiczny, który tylko udaje żaglowiec.
Po co, pytacie? Śpieszę wyjaśnić. Otóż, statkiem zarządza cała brygada niejakich Wiecznych (szkoda, że nie Przedwiecznych, już to widzę - Cthulhu przebrany za kapitana), którzy bawią się w wyścig po kosmosie. Że sami są potwornymi nudziarzami, to potrzebują ludzi - żywią się ich umysłami i ideami. Co ciekawe, jeden z nich zakochuje się w Tegan (twierdzi, że jej umysł taki niezwykły, ale ja obstawiam niezwykłą moc dekoltu), łazi za nią wszędzie, chce ją zadowolić (NAPRAWDĘ), a ostatecznie ją upija jakąś "miksturką". Zresztą ciągłe znikanie i pojawianie się Tegan jest jakimś motywem przewodnim tego odcinka.
W zasięgu wzroku pałętają się też statki z innych ziemskich epok, ale odwiedzamy tylko jeden - taki więcej piracki. Zarządza nim bardzo niedobra (ale również Wieczna) kapitan, która zgadała się z Black Guardianem! Domyślacie się, że nie kończy się to dla niej dobrze.
Jeszcze jedno - czemu oni chcą zwyciężyć w tym całym wyścigu? Stawką jest Oświecenie, nagroda sponsorowana przez Guardianów. Ale nie martwcie się, Doctor ich przechytrzy.
Prawdę mówiąc, odcinek nudny jak cholera, ale ma momenty. Głównie zabawne. No, jeden dramatyczny - kiedy Turlough wyskakuje za burtę statku. I może jeszcze jeden, kiedy odrzuca ostatecznie wszelkie oferty Black Guardiana, rezygnuje z proponowanego mu Oświecenia i przystaje do Doctora, który mu wspaniałomyślnie wybacza. Kocha go, NA PEWNO.