The Legs, the Nose and Mrs Robinson.
Uwaga! Blog sponsorowany przez River Song - pełen SPOILERÓW.

sobota, 25 grudnia 2010

Bez szans. Zupełnie niemożliwe. Chyba że w święta

Czyli - udało mi się wreszcie obejrzeć A Christmas Carol.
WIĘC UWAGA NA SPOILERY!

O słodka naiwności, a ja myślałam, że Amy i Rory są przebrani na jakąś imprezę, a oni tak w sypialni, we dwójkę, no, no, no, panie Moffat!

Pierwsze miłe zaskoczenie - Arthur Darvill wymieniony w napisach początkowych. Czy nie cudownie? I czy to znaczy, że Rory awansował na etatowego towarzysza? Bardzo przyjemnie, bardzo.

Micheal Gambon jako Kazran Sardick - doskonały! I jaka dykcja! Nie to, co Matt, bez urazy oczywiście. I jaki podły, i odrobinę szalony. Bardzo ciekawa postać, bardzo mi się to podobało. Piękne były sceny, w których stary Kazran oglądał nagranie z dwunastoletnim sobą, kiedy wracały do niego nowe wspomnienia, kiedy oglądał zdjęcia. Swoją drogą, chciałabym te zdjęcia wszystkie. Mogą być w jpg.

Doctor! Szalony Jedenasty! Uwielbiam. Zdjęcie ze świętym Mikołajem, Frankiem Sinatrą i Albertem Einsteinem? Duet z Frankiem, jak mniemam również Sinatrą? ŚLUB z Marylin Monroe?! Tak się zastanawiam, czy to jest bigamia...? Dużo gadania, dużo biegania i ruszania się jak pijana żyrafa. Bardzo satysfakcjonujące, rzecz jasna.

I sprawdziły się przewidywania, Doctor naprawdę stara się zmienić Kazrana poprzez serię licznych wizyt w jego przyszłości. 7 kolejnych wigilii wyruszają na radosne przygody razem z Abigail. Super! A nastoletni Kazran był bardzo do rzeczy. BARDZO. Zwłaszcza w tym fraku, czy co on tam nosił.

Czy wszyscy zauważyli sherlockowy moment Doctora? Czy to znaczy, że Benedict będzie Masterem?

Może trochę o oprawie graficznej. Przede wszystkim, trochę steampunkowa. Bardzo mi to odpowiada, bardzo. Wszyscy w goglach! No i ryby pływające we mgle, jakże pięknie, jaki wzruszająco prosty acz efektowny pomysł. Chciałabym, żeby jeszcze odwiedzili tę planetę, choć to chyba niemożliwe.

I zastanawiam się, czy Doctor będzie miał nowy śrubokręt?

Katherine Jenkins - świetnie sobie poradziła aktorsko, a to jej debiut! No i jej głos. Czyż nie piękny? Nie słyszałam jej wcześniej i byłam zaskoczona. Wzruszające (znowu!).

Nowy strój Doctora! Marynarka z innego materiału, nowa koszula w krateczkę i nowa muszka, większa jakby, a na pewno o innym kroju. Ładnie.

Muszki, fezy, szaliki w paski, czapki Świętego Mikołaja! Nie za dużo tego dobrego?

Zaprzęgnięcie latającego rekina do dorożki. Najs.

Może wystarczy tych wrażeń. Piękna historia. Ja się oczywiście spłakałam, z tym akurat Moffat nie kłamał. Moim zdaniem to najlepszy odcinek świąteczny do tej pory. BYŁ świąteczny, a nie tylko dział się w Święta. 

A Wy jak myślicie? Podobał się Wam? Zapraszam do dyskusji w komentarzach albo na forum. Albo i tu, i tu, czemu nie.

28 komentarzy:

monilip pisze...

Najlepszy nie wiem, na pewno najbardziej świąteczny :)

Moffat musiał się nieźle bawić pisząc ten scenariusz :D

Misza pisze...

Ja odniosłem wrażenie, że Doktor w jakiś sposó odzyska ten śrubokręt, bo wydał mi się zabójczo podobny do śrubokrętu River z Biblioteki. Tylko tego kółeczka mu brakuje, ale co to za problem z drutu dokleić :)

mosame pisze...

A czy (i ewentualnie kiedy) będą na chomiku polskie napisy?

dreptanina pisze...

Musze obejrzeć dzisiaj jeszcze z kilka razy. Nie zauważyłam zmiany w stroju Doctora,koniec świata.

ninedin pisze...

Fajna recenzja :) Ja też chcę B. jako Mastera :)))

Moniqua pisze...

Mi się wydaje, że był najlepszy. I ten Sherlockowy moment! Od razu mi się Benedict skojarzył ^^
Na prawdę wspaniałe!

ikona pisze...

Ryby pływające w powietrzu: widać, że się Moffat naoglądał dobrego anime, bo to motyw tak stary jak steampunk japoński, a pewnie ma jeszcze jakieś wcześniejsze korzenie.

Zdecydowanie PIERWSZY odcinek świąteczny, który nie śmierdział na milę polityczną poprawnością. Tylko trochę zalatywał, ale do przeżarcia tak narazie ;D

Ta muszka, którą nagle zaczął nosić Kazran: BOSKA. Ślub z Marylin na pewno nie miał mocy prawnej, chociaż ciekawa jestem, czy się Doctor spełnił w obowiązkach małżonka ;>

Nastoletni (znaczy się Młody) Kazran awansował dzisiaj do roli jednego z większych ciasteczek, jakie ostatnio widziałam i może stawać w szranki z Deanem Winchesterem ^^

Co do głosu Jenkins: to na pewno jej głos? A jeśli tak: czy to nie jest ten sam głos, który śpiewał pieśni Oodów? Bo nie mogę się pozbyć wrażenia...

No, na pierwsze oglądanie to wszystko.

I Doctor musi mieć nowy śrubokręt. Pamiętasz, jaki miała River w Bibliotece?

Surczak pisze...

No to po kolei:

@monilip Dla mnie najlepszy, bo najbardziej bajkowy. Podoba mi się, że DW nie jest już takie patetyczne.

@ugifugi Chyba to nie będzie śrubokręt River... On przede wszystkim świecił na niebiesko i miał też chyba czerwone ustawienie.

@mosame Już są, ale pewnie dawno to zauważyłaś.

@dreptanina Ja już widziałam 3 razy. :D

@ninedin Dzięki. :]

@Moniqua Sherlockowy moment był bardzo dobry. Moffat na pewno chciał nam narobić tym apetytu na kolejny sezon "Sherlocka". Drań!

@ikona No, to już wiem, dlaczego mi się tak rybki podobają. Mam mnóstwo obrazków w tym stylu w favach na dA. ^^
Doctor wygląda na mocno niedoświadczonego w sprawach damsko-męskich. Chyba że bardzo dobrze udaje. ;P
Taaak, to na pewno głos Jenkins, ale to nie ona śpiewała pieśń Oodów.

Anonimowy pisze...

Ale mnie wkurzył ten odcinek! Był śliczny, dobrze zagrany i wkurzający a wiecie dlaczego? Bo to co zrobił Doctor nie było w porządku. Nie mógł zwyczajnie przystawić Kazranowi śrubokręta do głowy, to nie jest w jego stylu, musiał przerobić całe jego życie i wykasować starego Kazrana bo mu nie pasował. No przecież równie dobrze mógłby go zabić, skutek byłby taki sam. W odcinku świątecznym Doctor zachował się jak zwyczajny, manipulujący ZŁOL i hipokryta. A gdzie wolna wola, co? Ponadto, odcinek ten sprawiał wrażenie zlepka pożyczonych z różnych źródeł pomysłów ( aż zacząłem się rozglądać za ostatnim z Brunnen-G w tym lochu z lodówką Abigail ) i razem to wszystko po prostu nie żarło. Amy i Rory byli kompletnie bezużyteczni i w sumie mogłoby ich nie być, może wtedy ten odcinek nie byłby tak długi i rozwleczony, no dlaczego nie te standardowe 45 minut? Podsumowując - mocno średnio.

dreptanina pisze...

Dobra oglądałam już 3 razy,ale dalej nie widzę Sherlockowości , idę obejrzeć jeszcze z dwa razy Doctora nigdy dosyć.

Ag pisze...

Bardzo ładny. Ale momentu sherlockowego nie zauważyłam.

Surczak pisze...

Sherlockowy moment był wg mnie wtedy, gdy Doctor wymyślił, dlaczego Kazran nie uderzył chłopca. Mówił zupełnie jak Benio! ;D

Wika pisze...

A ja po raz pierwszy w tym odcinku zauważyłam nawiązanie do poprzednich serii - takie między słowami. I po raz pierwszy Matt zaczął dla mnie wyglądać i zachowywać się jak Doktor a nie jak ostatni błazen.

Nie podobało mi się przerobienie życia Kazraana, to było lekkomyślne i zastanawiam się czemu wcześniej tyle było mówione o tym jakie to zło cofanie się we własnej linii czasu, a w piątym sezonie co rusz mamy "Czas można nadpisać" no helou? I czy aby nie powinny pojawić się te smoki które pojawiły się gdy Rose ocaliła ojca?

Odcinek był śliczny wizualnie jak budyń z soczkiem, świąteczny do bólu, wzruszyła mnie cicha noc, zawsze mnie wzrusza. Wzruszył mnie Gambon który nie uderzył dziecka (jednego i drugiego). Wzruszył mnie (po raz pierwszy!) Smith jako Doktor mówiący "I'm always ok".
Ale nie zmieniam zdania - nie podoba mi się to co się dzieje z 5 serią i z Doktorem. Nie podoba mi się próba zaprzeczenia wszystkiemu co przyniosły poprzednie 4 serie, nie podoba mi się ten restart serialu. Nie podoba mi się chaos który wprowadza Moffat, jakby łapał za wiele srok za ogon. No i nie podoba mi się pajacujący Doktor który nagle nie pamięta jak zachowują się ludzie :P

Ale oglądam dalej - Doktor uzależnia, a w 6 sezonie odcinek Gaimana, to zawsze warto zobaczyć :)

Alria pisze...

"I czy aby nie powinny pojawić się te smoki które pojawiły się gdy Rose ocaliła ojca?"
Nie, nie powinny. Te "smoki" pojawiły się, bo śmierć ojca Rose była stałym punktem w czasie, a tu rozbicie się statku wcale stale nie było. Poza tym te smoki z tego co pamiętam żerowały na takich zmianach, więc nie ma obowiązku by pojawiały się za każdym razem gdy czas się zmieni.

"Nie podobało mi się przerobienie życia Kazraana, to było lekkomyślne"
Możesz mi wskazać, co takiego lekkomyślnego było w przerabianiu jego życia? Bo ja jakoś tego nie widzę.

"zastanawiam się czemu wcześniej tyle było mówione o tym jakie to zło cofanie się we własnej linii czasu, a w piątym sezonie co rusz mamy "Czas można nadpisać" no helou?"
Rzeczywiście, coś z tym spotkaniem małego Kazrana ze starym jest nie tak. Nie powinno się wydarzyć. Ale Doctor cały czas zmienia i nadpisuje czas i nie ma to nic wspólnego z cofaniem się we własnej linii czasu. Doctor robił tak również przed piątym sezonem, za czasów RTD. I przepraszam o co chodzi z tym helou? Bo ja naprawdę nie wiem.

"Nie podoba mi się próba zaprzeczenia wszystkiemu co przyniosły poprzednie 4 serie, nie podoba mi się ten restart serialu."
Nie wiem na jakiej podstawie wysuwasz te wnioski. Byłabym wdzięczna, gdybyś podała jakieś przykłady na potwierdzenie tego co napisałaś.

"Nie podoba mi się chaos który wprowadza Moffat, jakby łapał za wiele srok za ogon."
Naprawdę uważasz, że Moffat wprowadza chaos? Jego intrygi są po prostu bardziej zawiłe i wymagające więcej myślenia niż te RTD. Osobiście uważam rozwinięty motyw przewodni za wielki plus.

Alria pisze...

Drogi Anonimowy! Naprawdę szkoda, że nie potrafisz podpisać się pod swoją wypowiedzią.

"Nie mógł zwyczajnie przystawić Kazranowi śrubokręta do głowy, to nie jest w jego stylu,"
Mam wrażenie, że to akurat bardzo w jego stylu - poświecić komuś światełkiem przed oczami. Tylko co by to w tym wypadku dało? Bo jakoś nie widzę, w jaki sposób miałoby to rozwiązać problem?

"No przecież równie dobrze mógłby go zabić, skutek byłby taki sam."
Naprawdę tak uważasz? Że zmiana czyjejś osobowości to to samo co śmierć? Wyobraź sobie, że masz brata, który jest bardzo leniwy. A jego dziewczyna zmienia go tak, że już nie jest leniwy. Naprawdę porównałbyś to do sytuacji w której jego dziewczyna go zamordowała?

"Amy i Rory byli kompletnie bezużyteczni i w sumie mogłoby ich nie być"
Bezużytecznymi bym ich nie nazwała. Przede wszystkim to oni wezwali Doctora na pomoc. Było ich zdecydowanie za mało, ale to przecież nie powód, by ich zupełnie likwidować. Wręcz przeciwnie scen z nimi powinno być więcej. A gdyby ich nie było, ten odcinek stracił by przynajmniej dwie świetne sceny.

"w sumie mogłoby ich nie być, może wtedy ten odcinek nie byłby tak długi i rozwleczony, no dlaczego nie te standardowe 45 minut?"
Na prawdę uważasz, że ten odcinek był za długi? I że fabuła zmieściła by się w w 45 minutach? Poza tym to jest odcinek specjalny, a chyba wszystkie odcinki specjalne są dłuższe? Przynajmniej tak mi się wydawało, ale teraz pójdę i to sprawdzę.

monilip pisze...

Anonimowy w jednym punkcie ma racje, choć tylko częściowo - czy to moralne zmieniać tak ludzi? Czy można "wykasować" człowieka i go zmienić, jego całe życie?

My patrzymy na to z naszego punktu widzenia: coś było w przeszłości, jest jakiś rezultat w teraźniejszości. Ale, jak Doktor nie raz wspominał, czas w serialu taki nie jest. Podlega ciągłym zmianom, niewiele jest spraw, których zmienić nie można. Anonimowy, spójrz na to tak jakbyś nie znał dorosłego Kazrana. Czy uważasz teraz, że to złe zabrać samotnego chłopca co święta w niezapomniane przygody? Dorosły Kazrana, ten z teraźniejszości, powstał pod wpływem dzieciństwa. Jeśli ono się zmieniło, zmienił i sam Kazran. Widziałeś "Powrót do przyszłości dwa?" Tam jest kwestia, że bohater cofa się do przeszłości by naprawić teraźniejszość, to samo co tutaj! Gdy naprawił przeszłość, zmieniła się i teraźniejszość ale czy to znaczy, że zrobił źle?
Nie zapominajmy, że Doktor to w końcu Władca Czasu i jeśli ktoś ma prawo manipulować nim to tylko on bo on widzi wszystkie skutki i przyczyny, wszystko co było, co jest i co będzie.

Rozprawka mi wyszła :D

Alria, są dłuższe, zwykle właśnie trwają koło godziny :)

Surczak pisze...

No, z tym też muszę się zgodzić. Zmiana wspomnień, osobowości, całej psychiki i sposobu postrzegania świata Kazrana to zdecydowanie najstraszniejszy motyw w odcinku. Możemy się nawet zastanawiać, czy Doctor ma moralne prawo tak postępować. Jemu po prostu nie wolno podskakiwać. XD I teraz wiemy, że jak już wszystko inne zawiedzie, to może tak zmienić psychikę kogoś, kto zagraża jego najbliższym, że ten z chęcią mu pomoże. OK, to JEST przerażające.

Że Amy i Rory byli jako dodatek? I co z tego. Więcej Doctora. Podobnie było w "The Lodger", w "Midnight".

Co do Kazrana - wydaje mi się, że Doctor tak bardzo go zmienił, że nie był już tą samą osobą i dlatego mógł dotknąć młodego Kazrana bez konsekwencji. I dlatego nie mógł potem obsługiwać świecącej konsoli.

Tego zaprzeczenia poprzednim seriom też jakoś nie widzę. Oczywiście - Moffat sprząta po RTD, który nie był łaskaw wytłumaczyć, dlaczego nikt nie pamięta wielkiego Cybermana kroczącego przez dziewiętnastowieczny Londyn.

A Moffat jest geniuszem. ^^

Eriu pisze...

Ja też nie widzę tego zaprzeczania poprzednim seriom. Nawet nie mam pojęcia na czym to polega. Na tym, że nie płacze w każdym odcinku za Rołz, że nie wspomina Jacka albo Donny, że Martha z Mickeyem nie ratują mu życia. Jak RTD zaprzeczał samemu sobie, co się nie raz zdarzało, jakoś nikt z tego powodu nie narzekał.

Ciągle czytam o tym zaprzeczaniu ale nikt jeszcze nie podał żadnego racjonalnego argumentu, poza tym, że nie wspomina czy też nie odwiedza swoich dawnych (tych z nowych serii) towarzyszy. A właśnie gdyby to zrobił byłoby zaprzeczeniem poprzednich serii. Gdyż Doctor nigdy nie odwiedza dawnych towarzyszy. Poza tym Jedenasty nie jest takim sentymentalnym mazgajem, jak Doctor Emo Dziesiąty.

Mi się podobała zmiana przeszłości Kazrana. Może dlatego, że to pokazało jaką naprawdę istotą jest Doctor. Arogancki, egoistyczny, lekkomyślny, autorytarny. Najbardziej w nim mi się podoba to, że nie jest idealnym, pozbawionym skaz bohaterem. W sumie to bliżej mu do czarnych charakterów. Kazran nie był złym człowiekiem i Doctor to w nim wyczuł. Dał mu szansę stania się lepszym człowiekiem. Manipulował jego przeszłością. Czy jest to złe? Nie wątpliwie tak. Ale w sumie doprowadziło do dobrego.

Mam nadzieję, że da się coś zrozumieć z mojego bełkotu. Jestem po nocnym dyżurze w pracy i mój mózg nie funkcjonuje tak jak należy XD

Surczak pisze...

Mi się podobała zmiana przeszłości Kazrana. Może dlatego, że to pokazało jaką naprawdę istotą jest Doctor. Arogancki, egoistyczny, lekkomyślny, autorytarny. Najbardziej w nim mi się podoba to, że nie jest idealnym, pozbawionym skaz bohaterem. W sumie to bliżej mu do czarnych charakterów. Kazran nie był złym człowiekiem i Doctor to w nim wyczuł. Dał mu szansę stania się lepszym człowiekiem. Manipulował jego przeszłością. Czy jest to złe? Nie wątpliwie tak. Ale w sumie doprowadziło do dobrego.

Zgadzam się ze wszystkim. W 100%.

Wika pisze...

Z tym zaprzeczaniem chodziło mi właśnie o to manipulowanie danym człowiekiem o zmienianie mu wspomnień. Znikają granice. Dotychczas Doktor był ograniczony pewnymi nakazami, teraz tego nie ma.
Skoro Kazran się zmienił i dotknięcie starszego przez młodszego nie wywołało kryzysu, to co z Amy w BigBang? Też się zmieniła?

Nie wiem coś mi gdzieś nie pasuje, nie widzę całości w chaosie.
Za to wyjaśnienie gigantycznego cybermana to faktycznie wielki plus ;)

Jeszcze wracając do zaprzeczania. Doktor zmienia każdą komórkę swojego ciała w czasie regeneracji. Zmienia mu się styl bycia, trochę charakter ALE wszystkie wspomnienia pozostają.
To dlaczego nagle nie umie mieszkać w ludzkim domu, dlaczego nie umie normalnie przywitać się itp - wiem nie na temat Christmas Carol, ale przed Lodgerem byłam już prawie przekonana do nowego Doktora a potem znowu wrócił sceptycyzm. Przekonanie się do Tennanta po ulubionym Ecclestonie zajęło mi zdecydowanie mnie czasu - tak gdzieś do School Reunion :)

Dla mnie najlepszym odcinkiem Moffata pozostanie Blink - bardzo zgrabny będący całością i nawet timey-wimey niezbyt przeszkadzało.
Z piątej serii uwielbiam Vincenta i Doctora - za przepiękne zdjęcia i równie piękną historię - ale znowu nie rozumiem dlaczego mógł zabrać Van Gogha i pokazać mu przyszłość - toż to jeden wielki spojler ;)
Podsumowując - odcinki Moffata za czasów RTD były perełkami, wszystkie w zasadzie. Może dlatego że nie miał władzy absolutnej, że ktoś jakoś trzymał jego genialne pomysły w częściowych ryzach. Tu widzę to co się stało z Harrym Potterem - dopóki Rowling była nieznaną pisarką edytor ciął jej książki i dostawaliśmy zgrabne opowieści. Kiedy stała się sławna, edytorzy mieli g... do powiedzenia i zaczęliśmy dostawać 800 stronicowe potworki, które spokojnie możnaby przyciąć o połowę.
Mam nadzieję że ktoś zrozumie co chciałam przekazać :)

Dobra wiem, że moja wypowiedź to też jeden wielki chaos, ale to przez podsumowania roczne w pracy :)

A na zakończenie jeszcze raz powtórzę że mnie Christmas Carol oczarowała mimo wszystko. Właśnie dlatego że była taka pięknie magicznie świąteczna.
I bardzo bym chciała by za kilka lat przypomniano sobie o Dannym H, jak będą szukać odtwórcy kolejnego Doktora. Bo on ma w oczach to co miał Eccleston i Tennant, a czego nadal u Smitha nie znalazłam.

Surczak pisze...

Skoro Kazran się zmienił i dotknięcie starszego przez młodszego nie wywołało kryzysu, to co z Amy w BigBang? Też się zmieniła?
To akurat było precyzyjnie wyjaśnione. Mała Amy w Big Bang to zupełnie inna osoba. Ona żyła w świecie bez gwiazd. Duża Amy - w świecie z gwiazdami, przed wybuchem TARDIS.

Dotychczas Doktor był ograniczony pewnymi nakazami, teraz tego nie ma.
Chyba po prostu nikt wcześniej nie wpadł na to, że Doctor może tak zrobić. Bo nie cofa się przecież we własnej linii czasu, tylko w linii Kazrana.

To dlaczego nagle nie umie mieszkać w ludzkim domu, dlaczego nie umie normalnie przywitać się itp
Bo Jedenasty jest kompletnym świrem? XD Poza tym nie przypominam sobie, żeby wcześniej Doctor u kogoś mieszkał i musiał poznawać ludzi w sytuacjach niekryzysowych.

Podsumowując - odcinki Moffata za czasów RTD były perełkami, wszystkie w zasadzie. Może dlatego że nie miał władzy absolutnej, że ktoś jakoś trzymał jego genialne pomysły w częściowych ryzach.
No właśnie podobno RTD wtrącał się do wszystkich, tylko Moffatowi dawał wolną rękę.

Bo on ma w oczach to co miał Eccleston i Tennant, a czego nadal u Smitha nie znalazłam.
To chyba trzeba oglądać z zamkniętymi oczami. ;P

monilip pisze...

Tego zaprzeczenia poprzednim seriom też jakoś nie widzę. Oczywiście - Moffat sprząta po RTD, który nie był łaskaw wytłumaczyć, dlaczego nikt nie pamięta wielkiego Cybermana kroczącego przez dziewiętnastowieczny Londyn."

Czy Jedenasty o tym nie wspominał czasem? Razem z tym, że Amy nie pamięta Daleków.

Eriu pisze...

"Zmienia mu się styl bycia, trochę charakter ALE wszystkie wspomnienia pozostają.
To dlaczego nagle nie umie mieszkać w ludzkim domu, dlaczego nie umie normalnie przywitać się itp - wiem nie na temat Christmas Carol, ale przed Lodgerem byłam już prawie przekonana do nowego Doktora a potem znowu wrócił sceptycyzm."

Moim zdaniem to nie jest kwestia wspomnień tylko charakteru Jedenastego. Jest on totalnie dziwaczny, niezdarny i mało domyślny. Miałam kiedyś nauczyciela, który właśnie taki był. Miał ogromną wiedzę, ale miał za to problemy z relacjami międzyludzkimi. Może nie miał wspomnień swoich poprzednich wcieleń, ale żył wśród ludzi i wiedział jak się zachowują. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi XD

monilip pisze...

chyba cię rozumiem :P

Anonimowy pisze...

Że się wtrącę: To odcinek o tytule "A Christmas Carol". To wszyscy wiemy. Wiemy? No, chyba tak... Bo na polskie, to OPOWIEŚĆ WIGILIJNA. Znamy. Znamy? No, chyba tak... Bo teraz to już w sumie nie wiem. Co się wydarzyło w "Opowieści wigilijnej"? Ebenezer Scrooge zmienił się w dobrego człowieka, a pomogły mu w tym pewne duchy...

Ło Boże! ONE NIM MANIPULOWAŁY!!
Litości. Przecież wiemy, że mu pomogły. A Doctor postanowił zrobić Kazranowi taką "Opowieść wigilijną":
"Tonight, I'm the Ghost
Of Christmas Past."
On postanowił go zmienić, bo to uważał za słuszne. I czyż nie było słuszne? Chłopak się zakochał, przeżył fajne przygody, uratował kupe ludzi. Yea. Jak w "Opowieści". No, podobnie, w sensie że się zmienił.

Tak na marginesie: Skracać Potter'a? Ale... Ale... Jak?

I jeszcze jedno - po niektórych z powyższych postów wnioskuję, że są tacy, którym jedenasty nie za bardzo pasuje. Szkoda, dla mnie to on wymiata. :D

Ech, czemu to cholerstwo mi odrzuca hasło? Nanaaa się kłania z tej strony :)

Anonimowy pisze...

@Alria
A jak mam się podpisać? Nie mam żadnej "tożsamości" internetowej, nie jestem użytkownikiem sieci społecznościowych i forów więc wykorzystuję opcję "anonimowy". Jeśli zechcę to zarejestruję się na forum whomanistyka.

Ale do rzeczy.

Kazran A jest godną pożałowania i odrażającą istotą ludzką, jest wstrętny i zdeprawowany swoją władzą. Statek rozbija się z powodu jego kaprysu. W tym momencie pojawia się Doctor, wysyła nowożeńców na ten właśnie statek i zjawia się u Kazrana. Kazran okazuje się być komicznie wredny i odmawia pomocy. Co robi Doctor? Nie szuka innego wyjścia z sytuacji tylko postanawia wykasować zło z czasoprzestrzeni. Kazran A przestaje istnieć i zostaje zastąpiony nowym, lepszym Kazranem. Tylko że Kazram A wcale nie był taki zły, kluczem jest scena z dzieciakiem na samym początku, nie był w stanie uderzyć małego. Może wystarczyło pokazać mu przyszłość, zgliszcza, płacz i tak dalej jak w oryginalnej opowieści wigilijnej? Przesłanie Dickensa zostało totalnie wypaczone, grzesznik ma szansę zobaczyć skutki swoich działań i zmienia się na lepsze, w Dr. Who grzesznik nie dostał szansy by zmienić się na lepsze bo przestał istnieć. W efekcie Kazran B nie jest w stanie nawet kontrolować maszyny, konieczne jest znalezienie innego wyjścia z sytuacji i wracamy do punktu wyjścia. Więc po co to wszystko? Rozumiem że przynajmniej Doctor bawił się dobrze. Mam wrażenie że Moffat przeholował, postanowił pokazać doctora w innym świetle ( special jest oficjalnie częścią nowego sezonu ) albo zwyczajnie zakpił sobie ze świątecznych odcinków. Bo dostaliśmy odcinek odcinek świąteczny który nie kończy się Happy Endem, statek zostaje uratowany, zły staje się lepszy ale Abigail, jedyna całkowicie pozytywna postać w tej opowieści, umiera. Zamiast sceny jej zgonu dostaliśmy standardowe świąteczne renifery znaczy latające ryby i zaprzęgi. Słodko i świątecznie. Ja poczułem się oszukany.

Alria pisze...

Anonimowy, naprawdę trudno mi uwierzyć, że nigdy nie grałeś w żadna grę wymagającą nicku, nie zarejestrowałaś się na żadnym forum, czy portalu. Jeśli tak jest, wystarczy za podpis cokolwiek. Może to być chociażby B. Osobiście uważam, że wypada się podpisać. Na przykład po to, by ludzie wiedzieli, czy Anonimowy którego wypowiedz przeczytali przed chwilą to ten sam Anonimowy, którego wypowiedź czytali wcześniej.

Tylko że Kazram A wcale nie był taki zły, kluczem jest scena z dzieciakiem na samym początku, nie był w stanie uderzyć małego
Tak masz rację, kluczem jest to, że on nie mógł uderzyć małego. Tyle, że małego siebie. Zauważ, że po tych wszystkich przygodach z Doctorem w dzieciństwie, on nie zmienia się na tyle, by chcieć uratować statek. Dopiero gdy on sam bierze go za swojego ojca, i gdy okazuje się, że on go nie może uderzyć zmienia się.

Kazran A przestaje istnieć i zostaje zastąpiony nowym, lepszym Kazranem.
Przecież to ta sama postać! Doctor nikogo nie wykasował. Zmienił jego przeszłość, ale "Czy uważasz, że to złe zabrać samotnego chłopca co święta w niezapomniane przygody?" Przecież nie to jednak doprowadziło do zmiany Kazrana, on po tym wszystkim był ciągle tą samą osobą. Wiec uważasz, że kiedy zobaczył strach w oczach małego siebie został wykasowany i zamieniony w kogoś innego?

Może wystarczyło pokazać mu przyszłość, zgliszcza, płacz i tak dalej jak w oryginalnej opowieści wigilijnej?
Naprawdę uważasz, że to by pomogło? On doskonale zdawał sobie sprawę ze skutków swoich działań. Pokazano mu ludzi, którzy wierzą w to, że uda im się przeżyć, i ludzi którzy mimo, że wiedzą, że im się nie uda próbują. Skoro widział to wszystko i nie zmienił zdania, myślisz, że zmienił by je po pokazaniu mu po prostu zgliszcz statku? Niby dlaczego? Miałby się zmienić przez widok ludzkiej tragedii? Przecież on codziennie je wiedział. Nawet sam je powodował.

konieczne jest znalezienie innego wyjścia z sytuacji i wracamy do punktu wyjścia. Więc po co to wszystko?
Zauważ, że gdyby nie przygoda z rekinem i częściowe zjedzenie śrubokrętu nie udało by się uratować statku. Więc gdyby nie to wszystko, gdyby nie te wspaniałe przygody w dzieciństwie Kazrana, Doctor dalej nie wiedział by jak uratować statek. Dokładnie po to to wszystko.

Rozumiem że przynajmniej Doctor bawił się dobrze.
Myślisz, że Kazran i Abigail nie bawili się dobrze? Że święta z Doctorem, i podróżami w czasie i przestrzeni nie sprawiły im radości?

Wika pisze...

No przyznaję bez bicia Jedenasty mi nie pasuje za nic, ale cóż, jak się kocha serię to się w końcu człowiek przekona do każdego :)

Kazran na początku nie uderzył zwykłego dzieciaka, siebie nie uderzył później.
I faktycznie zabrakło pokazania przyszłości, co innego skazywać na śmierć w białych rękawiczkach, co innego zobaczyć przerażające efekty własnych decyzji. Krew, śmierć, szczątki, zgliszcza.
No ale to miał być radosny odcinek świąteczny, zgliszcza nijak nie pasowały ;)

Ja się tylko zastanawiam na jak długo Kazran się zmienił. Minie wigilia, minie pierwszy dzień świąt, umrze jego ukochana i nie będzie już dla niej żadnej nadziei na ocalenie. Gdy miną emocje i Kazran zacznie myśleć może stać się jeszcze gorszy niż był zanim Doktor zaczął manipulować w jego wspomnieniach.

A co do Pottera - zwłaszcza ostatniej części przydałyby się solidne nożyczki - "wakacje pod namiotem" można by skrócić co najmniej o połowę ;)

A i odnosząc się do wcześniejszego komentarza - też zrozumiałam o co chodziło z nauczycielem, może spróbuję na 11 w 6 sezonie spojrzeć w taki sposób - zobaczymy co się z tego urodzi :)

Fantastycznego Nowego Roku dla Wszystkich i dziękuję za kulturalną dyskusję i bardzo miło i z klasą poprowadzoną wymianę argumentów!
Chyba pora się tu zarejestrować jednak :)